14:30. Tego samego dnia.
Podczas, gdy Rafał przebywał w szpitalu u Ani, Aśka i Sebastian pojechali powiadomić rodziny ofiar o tym, że matka z dzieckiem straciły życie w wyniku wybuchu. Nie dowiedzieli się jednak niczego nowego, więc po pewnym czasie, zrezygnowani wrócili na komendę. Teraz przyszedł czas na przesłuchanie libijskiego handlarza, który po opatrzeniu niegroźnej rany postrzałowej, został doprowadzony na komisariat.
Sebastian: Wanis Halim, urodzony 14 września 1992 roku w Libii, syn Mahmuda i Karoliny, nienotowany. Wiesz, że o takiej przyszłości już możesz zapomnieć?
Wanis: wal się.
Aśka: wiemy, że mówisz całkiem sprawnie po polsku, więc tłumacz nie będzie ci potrzebny. Interesuje nas człowiek, od którego kupowałeś w ostatnim czasie mieszaninę.
Wanis: uciekł wam gdzieś?
Sebastian: grozi mu dożywocie i tobie też zaraz będzie, bo mamy zamiar dopisać ci współudział.
Wanis: to może dam wam ten no... eee..., do pisania?
Sebastian: Polak, któremu sprzedałeś towar, zaczął bawić się w wybuchy. Próbował już wysadzić autobus, wysadził samochód, a nawet plac zabaw.
Wanis: jak go złapiecie, to wezmę autograf.
Aśka: krzywdę sobie robisz Halim takim zachowaniem. Proponuję ci układ: dasz nam namiar na tego kolesia, a powiemy prokuratorowi, że współpracujesz, a w zamian załatwimy wyrok w zawieszeniu za posiadanie i handel materiałami wybuchowymi. Uwierz mi, że to jest dla ciebie najkorzystniejsza propozycja, a drugiej szansy nie dostaniesz.
Wanis: mogę już sobie... go? (iść)
Aśka: idź, ale wiedz, że oferta jest już nieaktualna. Wyciągnij ręce do tyłu.
Aśka skuła mężczyznę, po czym otworzyła drzwi od pokoju przesłuchań. Stał tam Rysiu, który odprowadził handlarza do aresztu. Komisarze ruszyli w kierunku swojego biura. Ujrzeli stojącą w drzwiach jedną z asystentek - Justynę Woronecką.
Aśka: co masz dla nas?
Justyna: sprawdziłam wam sprawę z tamtą zapalniczką. W 2003 roku doszło do dwóch podpaleń, mniej więcej w miesięcznym odstępie. Do pierwszego podpalenia doszło 17 września. Późny środowy wieczór, nikt nic nie widział i nie słyszał. Trzy ofiary : ojciec, matka i dziecko. Nie mieli żadnych szans na przeżycie. Ustaliłam, że nie mieli rodziny. Sprawca zostawił zapalniczkę z wyrytym inicjałem SS. Drugie podpalenie miało miejsce 25 października. To była noc z piątku na sobotę. Były cztery ofiary, trójka dzieci i matka. Przeżył tylko ojciec, który pracował na nocnej zmianie w szpitalu. Sprawca został złapany po dwóch tygodniach. Miał pecha, bo nagrały go tasmy monitoringu miejskiego. Za tymi wybuchami stał Szymon Salwadorowski , urodzony 12 lipca 1970 r. Trzy lata później powiesił się w celi.
Sebastian: czyli zapalniczka z inicjałami SS miała być dla nas jedynie wskazówką. Justyna, wspomniałaś, że w przypadku drugiego podpalenia przeżył ojciec rodziny. Jak on się nazywa?
Justyna: nie uwierzycie mi w to. Jeden z naszych....
Sebastian: Justyna, powiedz nam, kto to jest!
Justyna: Jarosław Kusowicz, ale krótko po wybuchu zmienił nazwisko. Teraz nazywa się Jarosław Krauss, z zawodu patolog.
Aśka: nasz Jarek?! W sumie powiedział o sobie tylko tyle, że nie ma dzieci ani żony. Justyna, daj nam jego adres, chcemy do niego pojechać.
Sebastian: Galandysz mówił, że napastnik miał przepity głos. To ma sens w jego przypadku.
Justyna: aktualnie zamieszkały przy ulicy Czerwonej. Numer trzynaście.
Sebastian: osobiście dopilnuj tego, aby te informacje nie dostały się do prasy. Media nas wtedy kurwa, rozszarpią!
Aśka: przejrzyj jeszcze komputer Wanisa Halima. Musimy mieć stuprocentową pewność, że Jarek miał z nim kontakt.
Justyna: zrobi się.
Śledztwo zostało skierowane na zupełnie inny tor. Wszystko wskazuje na tym, że osoba nazwana przez media ,,Detonator'' , to Jarosław Krauss - jeden ze współpracujących z komisarzami lekarzy sądowych. Informacje przekazane przez Justynę zaszokowały komisarzy.
Dwie godziny później.
Komisarze pojechali na Czerwoną 13. To właśnie tutaj mieszka podejrzewany o wybuchy, lekarz sądowy, który w wybuchu przed szesnastoma laty, stracił całą rodzinę. Zapukali do drzwi, które otworzył im starszy mężczyzna, prawdopodobnie ojciec poszukiwanego patologa.
Aśka: dzień dobry. Jesteśmy z policji. Szukamy Jarosława Kraussa. A pan jest?
Jerzy: teściem. Jerzy Serwat. Od pięciu lat mieszkam u Jarka.
Sebastian: możemy wejść do środka?
Mężczyzna ugościł ich w dosyć dużym salonie. Zaproponował komisarzom coś do picia, ale oboje zgodnie odmówili.
Jerzy: co się dzieje? Dlaczego mnie nachodzicie?
Sebastian: podejrzewamy, że pana zięć, Jarosław Krauss może stać za czterema wybuchami, które miały miejsce w ostatnich dniach.
Jerzy: pan żartuje?
Aśka: nie jest nam do śmiechu. Sprawa jest dla nas o tyle trudna, że Jarek pracuje z nami. Zauważył pan ostatnio, coś dziwnego w jego zachowaniu?
Jerzy: był taki, jak zawsze.
Aśka: wiemy też, że w 2003 roku spłonęła w pożarze jego rodzina.
Jerzy: Jarek bardzo to przeżył. Zaczął pić, uspokoił się po kilku latach. Wtedy również zmienił nazwisko, ale jak tak sobie przypominam...
Sebastian: coś pan zauważył?
Jerzy: zauważyłem, że ma drugi telefon. Jakiś tydzień temu odbył dziwną rozmowę. Wróciłem do domu i usłyszałem, że pytał kogoś, czy to na pewno zadziała.
Aśka: a zapamiętał pan, jak zwracał się do tego rozmówcy?
Jerzy: różnie. Raz Wanis, raz Halim. Sprawdziłem potem w internecie, że Wanis to imię spotykane w Libii. Zapytałem o to Jarka, ale mówił, abym się nie wtrącał.
Sebastian: wie pan, gdzie mógłby się ukrywać? Oficjalnie wiemy, że nie stawił się w pracy od tygodnia.
Jerzy: cały czas mi mówił, że idzie do pracy. Nie mamy żadnej działki, więc wam nie pomogę w tej kwestii.
Aśka: i tak już nam pan pomógł. Do widzenia.
Jerzy: do widzenia.
Sebastian: jeszcze jedno. Proszę dać nam znać, gdyby Jarek się pojawił. Zostawię do mnie numer.
Jerzy: dam znać.
20:30. W biurze Starego trwa odprawa. Są na niej obecni Aśka, Sebastian i Justyna, którzy jako jedyni, wiedzą, że Jarosław Krauss może stać za czterema wybuchami.
Stary: ta rozmowa nie może wyjść poza to pomieszczenie. Czy to jest jasne?
Sebastian: jak najbardziej.
Stary: Jarek nie pojawił się w robocie od dobrego tygodnia. Nie ma z nim też żadnego kontaktu. Jakieś pomysły, oprócz prób lokalizacji?
Aśka: obserwacja jego domu przy ulicy Czerwonej. Wystawiłam już tam nawet Bartka.
Stary: dobre posunięcie.
Justyna: sprawdziłam też bilingi z telefonu Wanisa Halima. Kontaktował się z Jarkiem przez kilka tygodni.
Stary: a ten Wanis Halim... Co my o nim właściwie wiemy?
Sebastian: Wanis Halim, urodzony 14 września 1992 w Libii, syn Mahmuda i Karoliny, nienotowany. Od 12 lat mieszka w Polsce, ma polski paszport.
Stary: macie do pomocy Tomka, którego zabierzecie na akcję w teren. Rafała nie będę ściągać, dość miał wrażeń w ostatnim czasie.
Sebastian: czyli teraz kurwa, co?! Zostaje nam czekać na kolejny ruch Kraussa?
Stary: niestety, ale to jest teraz jedyna możliwość.
Aśka: dajemy informację do mediów o Jarku?
Stary: kategorycznie stwierdzam, że nie ma takiej opcji! Media trąbią już o Detonatorze, a jeśli damy jeszcze im informację, że to jeden z naszych, to bardzo zaszkodzimy temu wydziałowi. Media nas rozszarpią! Moje polecenie jest takie: macie pod żadnym pozorem, nie rozmawiać z dziennikarzami, wiecie nawet, jaki mam do nich stosunek.
Aśka: jasna sprawa.
Środa, 7:15
Komisariat przy Kasztanowej.
Do W27 zgłosił się jakiś mężczyzna.
Bartek: jakiś pan do was przyszedł.
Aśka: wprowadź go.
Po chwili, mężczyzna był już w biurze.
Sebastian: słuchamy.
mężczyzna: nazywam się Felicjan Klejski. Prowadzę sklep z amunicją. Wczorajszego poranka, przyszedł do mnie pewien facet, zamówił wręcz ogromną ilość amunicji. Wierzcie mi, że nawet służby takich ilości nie biorą na raz.
Aśka: dobrze, przyjął pan to zamówienie?
Felicjan: musiałem, ale coś mnie też podkusiło, że on nie robi tego z dobrych pobudek, dlatego też tu przyszedłem.
Aśka: jak on wyglądał?
Felicjan: około pięćdziesiątki, delikatnie siwiejący, przepity głos.
Sebastian: to był on?
Policjant pokazał Felicjanowi zdjęcie Jarka. Mężczyzna od razu rozpoznał patologa.
Felicjan: na sto procent, bardzo charakterystyczny.
Aśka: na którą się pan z nim umówił?
Felicjan: na 12 w sklepie.
Sebastian: pojedziemy tam z panem. Złapiemy go na gorącym uczynku.
12:05. Komisarze wraz z Tomkiem organizują prowokację. Liczą, że w ten sposób złapią Jarosława Kraussa. Będą oni z zaplecza obserwować przebieg akcji.
Aśka: jeszcze się nie zjawił.
Sebastian: no już jest po czasie, to fakt.
Tomek: jesteście pewni, że to Jarek Krauss stoi za tym wszystkim?
Sebastian: właściwie tak. Wanis Halim kontaktował się z nim przez kilka tygodni, a do tego Felicjan go rozpoznał.
Po kilku minutach, do sklepu wszedł pewien mężczyzna. Komisarze w pierwszej chwili nie rozpoznali go. Zorientowali się, że to Jarek tuż po tym jak się odezwał. Mężczyzna zmienił twarz za pomocą charakteryzacji.
Jarek: masz towar?
Felicjan: czeka na ciebie. Zobacz, czy się wszystko zgadza.
Jarek: wygląda na to, że tak. Dzięki.
Felicjan: nawet nie spojrzałeś.
Jarek: nie muszę. Wychodzę.
Jarek wziął zamówiony towar i ruszył w kierunku wyjścia. Komisarze wkroczyli do akcji.
Aśka: Jarek, to koniec. Poddaj się.
Jarek: żywcem mnie nie dostaniecie...
Strzelił w kierunku Felicjana i rzucił się do ucieczki. Aśka zajęła się mężczyzną, a Sebastian z Tomkiem ruszyli w pościg za patologiem, który od razu wsiadł do swojego samochodu. Mężczyźni cały czas za nim podążają.
Tomek: W27 dla 00!
Sebastian: odwrotnie Tomek...
Tomek: racja. 00 dla W27!
00: 00, zgłasza się!
Tomek: poszukiwany Jarosław Krauss ucieka czarnym Oplem Vectra o numerach KR 1835J. Jedzie on w kierunku ulic Foremnej i Jabłkowej! Postawcie blokady! Jak mnie zrozumiałeś?
00: zrozumiałem, wykonuję!
15 minut później.
Tomek: 00, widzicie go?
00: nie znamy jego pozycji.
Sebastian: cholera.
Kilkanaście minut później spostrzegli na rogu ulicy samochód, którym poruszał się patolog. Okazało się, że mężczyzna porzucił samochód. Zabrał również amunicję. Sebastian spojrzał w głąb pojazdu, ale nic nie znalazł. Po chwili spostrzegł jednak złożoną na pół karteczkę.
Tomek: co to jest?
Sebastian: JESTEM W OSTATNIM MIEJSCU, GDZIE BYŚCIE MNIE SZUKALI. ZEGAR TYKA...
Tomek: Sebastian, nie na darmo brał taką dużą ilość amunicji. Jaka to jest ulica?
Sebastian: Trójkątna.
Tomek odpalił mapę w telefonie.
Tomek: zobacz. Wziął wręcz niebotyczną ilość amunicji, więc uderzy w miejsce, w którym jest duże skupisko ludzi.
Sebastian: gdzie twoim zdaniem miałby uderzyć?
Tomek: obstawiałbym szkołę na Rzecznej. Na pewno tam trwają jeszcze lekcje.
Sebastian: jeżeli trafiłeś, to powiem ci Tomek, że się tylko marnujesz na stanowisku asystenta. Wezwij AT, ja dzwonię po Aśkę!
13:30. Szkoła, którą za cel obrał sobie najprawdopodobniej Jarosław Krauss.
Sebastian: wszedł do środka, skurwiel.
Aśka: to my idziemy za nim. AT, zostańcie na razie w środku przy wejściu.
W pierwszym korytarzu spostrzegli rannego nauczyciela. Miał on ranę postrzałową brzucha.
Sebastian: gdzie on jest?
mężczyzna: wziął mi klucze od sali gimnastycznej i zaciągnął tam osiem osób.
Aśka: proszę nic więcej nie mówić, wzywam pogotowie.
Sebastian: Aśka, zostań z nim. AT i Tomek, ze mną!
Puścił antyterorystów przodem. Wraz z Tomkiem trzymał się natomiast z tyłu. Pewnym krokiem weszli do sali gimnastycznej. Ujrzeli osiem osób przywiązanych do siebie, kilka z nich zostało zranionych. W jednym miejscu na sznurze znajdował się ładunek.
Sebastian: połowa oddziału ze mną, druga połowa zostanie z zakładnikami. Trzeba rozbroić ten ładunek!
Sebastian ruszył wraz z Tomkiem i połową oddziału w kierunku drugiego wyjścia ze szkoły. Po wyjsciu podzielili się na kilka małych grupek. W pewnej chwili, Tomek i Sebastian odłączyli się od reszty. Odeszli co prawda trochę daleko od grupy, ale w pewnej chwili zauważyli Jarka, który prowadził jakąś kobietę. Na widok mężczyzn, przyłożył jej broń do głowy.
Sebastian: Jarek, rzuć broń!
Jarek: pozwólcie mi uciec!
Tomek: Jarek, wypuść kobietę! Ona nic ci nie zrobiła!
Jarek: zabiję ją! Będziecie zbierać jej mózg z ulicy!
Zakładniczka nadepnęła Jarkowi na stopę, po czym uderzyła go w twarz. Teraz, już bez większego problemu, wyswobodziła się z jego uścisku. Jarek wycelował w jej kierunku broń. Właśnie miał zamiar strzelić, ale trafiła go kula wystrzelona przez Sebastiana. Lekarz sądowy osunął się na ziemię.
Tomek: nic się pani nie stało?
kobieta: wszystko w porządku, dziękuję.
Tomek: Seba, co z nim?
Sebastian: nie żyje, dostał w serce. Koniec sprawy Detonatora...
17:00. Po skończonej służbie, Aśka i Sebastian odwiedzili Anię w szpitalu.
Aśka: cześć. Jak się czujesz?
Ania: cześć. Nie jest źle, mam nadzieję, że wyjdę w przyszłym tygodniu. Rafał coś mi opowiadał, że złapaliście tego Detonatora. Kto to był?
Sebastian: Detonatorem był Jarek Krauss, jeden z naszych lekarzy sądowych.
Ania: nasz Jarek? Nie chce mi się w to wierzyć. Mam nadzieję, że nie uniknie kary.
Sebastian: Jarek nie żyje. Zastrzeliłem go. Powiedz nam lepiej, co mówią lekarze.
Ania: ogólnie jest dobrze. Rany postrzałowe ładnie się goją, ale muszę wam też podziękować, gdyby nie wy, to już na pewno bym nie żyła...
Aśka: Ania, tak samo postąpiłabyś na naszym miejscu. Oboje to wiemy.
Sebastian: będziemy już też uciekać, nie chcemy cię męczyć. Wracaj szybko do zdrowia, a potem i do naszej komendy.
Ania: przecież wiecie, że wrócę najszybciej, jak to będzie możliwe. Nie wysiedzę długo w czterech ścianach. Dziękuję, że przyszliście.
Aśka: dzwoń do nas, gdybyś chciała pogadać. My już idziemy, cześć.
Ania: dziękuję, cześć.
Wyrok:
Jarosław Krauss został zastrzelony podczas policyjnej akcji.
Wanis Halim za produkcję, posiadanie, oraz handel materiałami wybuchowymi został skazany na karę 7 lat pozbawienia wolności.
Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa.
niedziela, 22 grudnia 2019
niedziela, 15 grudnia 2019
Detonator II
13:45. Trwają oględziny na miejscu drugiego wybuchu.
Aśka: Mariusz, macie już coś?
Mariusz: jedyne co mamy, to solidnie wykonany ładunek domowej roboty.
Sebastian: czyli na sto procent jesteś w stanie potwierdzić to, że gość zna się na rzeczy?
Mariusz: jak najbardziej. Gdybyście byli kilka metrów bliżej auta, to nic by z was nie zostało.
Sebastian: a jakieś ślady z tego listu?
Mariusz: nawet jeśli coś na nim było, to wszystko spłonęło.
Aśka: gdybyście coś jeszcze znaleźli, meldujcie na bieżąco. My musimy jeszcze przesłuchać zatrzymanego.
Dwie godziny później.
Aśka i Sebastian wciąż przesłuchują zatrzymanego mężczyznę.
Sebastian: Adam Galandysz, 28 lat. Murarz, nienaganna opinia. Wiesz, że możesz to zaprzepaścić?
Adam: ja nic nie zrobiłem!
Sebastian: listu z pogróżkami też nie podłożyłeś?
Adam: no dobra, z listem mnie macie. Podłożyłem go, ale to nie ja!
Aśka: to jakim cudem on się znalazł?!
Adam: wróciłem dzisiaj około 7:00 do domu z roboty. Był tam już jakiś facet. Wycelował do mnie spluwę i powiedział, że mam was śledzić, informować na bieżąco o lokalizacjach i w odpowiedniej chwili podłożyć karteczkę z groźbami, którą mi dał. Zrozumcie mnie, ja musiałem to zrobić! Mam chorą córkę. Żona się nią opiekuje, a ja jestem jedynym żywicielem rodziny, do cholery! Gdyby mnie zabrakło, to ich sytuacja, byłaby znacznie trudniejsza!
Sebastian podszedł do drzwi.
- Rysiu, zostań z nim.
Komisarze wyszli z pokoju przesłuchań.
Sebastian: co o tym sądzisz?
Aśka: może mówić prawdę. Marzena Wieczorowicz została zmuszona do wykonania telefonu na policję, a Adamowi Galandyszowi kazał nas śledzić i informować go o naszym położeniu.
Sebastian: skurwiel nie jest głupi. To prawdziwy mistrz manipulacji.
Aśka: dokładnie. Teraz kontynuujemy przesłuchanie.
Wrócili do pomieszczenia, w którym przebywał Adam Galandysz.
Aśka: Galandysz, byłbyś w stanie nam go opisać?
Adam: sprawny fizycznie facet, nie za młody, nie za stary, przepity głos.
Aśka: więcej szczegółów?
Adam: byłem tak przerażony, że nawet mu się nie przyglądałem. Wspominał mi jedynie o jakiejś zapłacie. Powiedział coś w stylu: teraz wszyscy mi zapłacą...
Aśka: a co robiłeś wczoraj około 22?
Adam: byłem w parku.
Sebastian: kto to potwierdzi?
Adam: z tego, co się orientuję, to monitoring miejski obejmuje go swoim zasięgiem.
Aśka: sprawdzimy twoje alibi, a do wyjaśnienia zostajesz w areszcie. Damy też ochronę twojej rodzinie.
Godzinę później.
Aśka i Sebastian są na odprawie w biurze Andrzeja Beksy - szefa wydziału.
Stary: nic wam się nie stało?
Sebastian: żadnych obrażeń, chociaż Mariusz stwierdził, że gdybyśmy stali kilka metrów bliżej, mogłoby nie być tak kolorowo.
Stary: dzięki Bogu. Jesteśmy już pod ostrzałem mediów. Czytaliście dzisiejszą prasę?
Położył gazetę na biurku.
Aśka: Detonator? No to widzę, że media już go pięknie ochrzciły.
Stary: ale jest jedna rzecz, której początkowo nie wzięliśmy pod lupę. Okazuje się, że ten ,,Detonator'' kilka dni temu dopuścił się wybuchu.
Sebastian: Andrzej, każdy może coś napisać, byle numer sprzedać.
Stary: no właśnie, Sebastian, to akurat potwierdzona informacja. Nie zapominajcie, że mam dobre kontakty. W czwartek został wysadzony osiedlowy śmietnik, sprawca posłużył się jakąś mieszaniną z semtexem, przy kolejnych wybuchach także.
Aśka: czyli było to pewnego rodzaju ''pierwsze ostrzeżenie'' przed czymś większym. Długo nie musieliśmy czekać. Autobus pełen ludzi, śmierć sapera, dzisiaj wysadził jeszcze nasze auto.
Stary: a właśnie, auto. Trzymajcie klucze do zastępczego. W przyszłym tygodniu, będziecie mieli nowe.
Sebastian: dzięki szefie.
Wziął klucze od przełożonego. Po chwili, dalej kontynuowali rozmowę.
Stary: po tych wszystkich rewelacjach, śmiem stwierdzić, że ,,Detonator'' szykuje coś naprawdę grubego. Tomek przebywa z Rafałem cały czas w terenie, dlatego macie do dyspozycji Agnieszkę, Justynę i Bartka. Każcie im wytypować wszystkie obiekty w mieście, w które mógłby uderzyć. Trzeba tu szczególnie uwzględnić miejsca, w których mogą być wielkie skupiska ludzi.
Aśka: czyli mamy celować w centra handlowe?
Stary: a żeby tylko, centra. Wszystkie markety, galerie, dworce, nawet kościoły, a także i szkoły.
Sebastian: szefie, nierealne. Za mało ludzi, aby obstawić wszystkie obiekty. Skorzystajmy z faktu, że mamy nad nim przewagę.
Aśka: jedynie liczebną. I dobrze o tym, sam wiesz.
Stary: Czechowska, do cholery! Takie gadanie tylko osłabia naszą siłę. Mamy szukać rozwiązań!
W tej samej chwili, do biura Starego weszła Justyna.
Stary: Justyna, nie teraz...
Justyna: szefie, to ważne. Mam ekspertyzę odnośnie ładunków wybuchowych. Ta mieszanina jest praktycznie niedostępna w Polsce, ale za to bardzo popularna w Libii.
Aśka: czyli nasze śledztwo zaczyna mieć już teraz podłoże terrorystyczne. Prawdopodobnie stoi za tym wszystkim Polak, mający kontakty w Libii, Iraku, pewnie nawet i Syrii czy też innych państwach ogarniętych wojną.
Stary: dlatego też ściągnę biegłego z zakresu cyberprzestępczości. Mój znajomy jest świetnym informatykiem, doskonale zorientowany w tym środowisku.
Sebastian: każda para rąk nam się teraz przyda.
Stary: dlatego też włączę do śledztwa Tomka i Rafała. Sprawa jest już zbyt poważna, abyście prowadzili ją tylko we dwoje.
21:00. Komisariat przy Kasztanowej.
Biegły z zakresu cyberprzestępczości, Sławomir Stalmirowicz umówił się już na spotkanie z libijskim sprzedawcą.
Aśka: spotkanie załatwione?
Sławek: tak, ale gość jest strasznie ostrożny. Musiałem mu dać swoje zdjęcie, coby nie spieprzyć tej operacji.
Stary: i dobrze. Przydasz nam się. Niestety, ale do tej akcji, nie mogę wypuścić żadnej z kobiet. Nie chcę, aby handlarz się zorientował, to jest raz, a dwa, nie wykluczam, że on sam może być terrorystą.
Aśka: no dobra. Zrobimy, jak uważasz.
Rafał: a my z Tomkiem, co mamy robić?
Stary: ubezpieczacie Sławka. Rafał i Tomek od zachodu, Sebastian od wschodu.
Sebastian: a jak się z tym gościem porozumiemy?
Sławek: bezproblemowo po polsku, aczkolwiek pisał on trochę nieskładnie. Mamy być na leśnej drodze nieopodal wjazdu na obwodnicę o 10:00.
Sebastian: opracujemy jeszcze plan całej akcji. Justyna, pokaż mi dokładną mapę tego obiektu.
Wtorek, 9:50
Biegły z zakresu przestępczości, Sławomir Stalmirowicz czeka w umówionym miejscu na libijskiego sprzedawcę. Informatyk będzie rejestrował przebieg spotkania za pomocą ukrytej kamery.
Sebastian: Sławek, jesteś na pozycji?
Sławek: oczywiście.
Kilka minut później. Do informatyka podszedł libijski handlarz.
handlarz: Sławek?
Sławek: Sławek.
handlarz: I must cię spr... check!. Podnieś .... (Muszę cię sprawdzić)
Sławek: jacket? (kurtka ?)
handlarz: yes.
Sławek wykonał polecenie handlarza. Libijczyk pobieżnie go przeszukał.
handlarz: jest dobrze. Co chcesz?
Sławek: semtex. Pisałem ci wszystko. Skąd znasz polski?
handlarz: moja matka mieszka here. (tutaj.)
Handlarz rozumiał wszystko w języku polskim, jedynie wtrącał angielskie słowa w swoich wypowiedziach, jeśli nie pamiętał ich polskiego odpowiednika.
Sławek: mogę dostać już towar.
handlarz: mam go w aucie. Chodź.
Ruszyli w kierunku pojazdu libijczyka. Sławek na moment się odwrócił, co handlarz doskonale wykorzystał. Wział zamach i z całej siły uderzył go w tył głowy.
handlarz: myślałeś, że jestem aż takim idiotą, aby nie zobaczyć kamery?
Sławek: spokojnie...
Mężczyzna zatoczył się, ale nie stracił przytomności. W tej samej chwili, do akcji wkroczyli Tomek, Rafał i Sebastian.
Rafał: policja! Łapy na kark!
handlarz: I kill! (zabiję)
Libijczyk wycelował pistolet w Sławka i padł strzał. Okazało się, że to Sebastian postrzelił handlarza w ramię.
Rafał: Sławek, jesteś cały?
Sławek: tak. Zwykła chwila nieuwagi...
handlarz: a o stan mojego zdrowia, ktoś zapyta?
Tomek: zamknij mordę.
Sebastian: to tylko draśnięcie. Spokój!
W tej samej chwili zadzwonił telefon policjanta. Seba odebrał połączenie.
- Aśka, co jest?
- Był kolejny wybuch, zbierajcie się! Plac zabaw na Zarzecznej!
- On zwariował? Plac zabaw wysadzać ?!
45 minut później.
Sebastian i Rafał pojechali na miejsce wybuchu.
Aśka: jak akcja?
Sebastian: mamy tego libijczyka, ale się zorientował. A jak tutaj?
Aśka: dwie ofiary. Matka z dzieckiem.
Sebastian: kurwa mać...
Rafał: znowu mamy mieszaninę z semtexem?
Mariusz: tak. Jest także list zaadresowany do was.
Aśka wzięła kartkę od technika.
Sebastian: co tam pisze?
Aśka: KOLEJNY AKT BĘDZIE NAJMOCNIEJSZY ZE WSZYSTKICH DOTYCHCZASOWYCH. SZYKUJCIE SIĘ, DRODZY POLICJANCI. STRASZNE MIERNOTY ZATRUDNIAJĄ W TEJ WASZEJ POLICJI...
Rafał: skurwiel!
W tej samej chwili, ujrzeli dziennikarkę Wiadomości Codziennych oraz towarzyszącego jej kamerzystę.
dziennikarka: jesteśmy na miejscu czwartego wybuchu. Detonator zabił już trzy osoby. Dziś zginęła matka z kilkumiesięcznym dzieckiem. Co nam możecie na tę chwilę powiedzieć?
Rafał: nie udzielamy żadnych informacji. Proszę zgłosić się do naszego rzecznika prasowego.
dziennikarka: ludzie mają prawo wiedzieć, a ja mam obowiązek przekazać im tę prawdę, niezależnie od tego, jaka by ona była!
Mariusz: a my mamy prawo i obowiązek pracować na miejscu zdarzenia. Wychodźcie za taśmę, bo mi wszystkie ślady zadepczecie! Won!
Dziennikarka i towarzyszący jej kamerzysta odeszli. Po chwili do komisarzy podszedł jakiś policjant.
Rafał: co to jest?
policjant: znalazłem to w krzakach.
Ich oczom ukazała się zapalniczka z wygrawerowanym inicjałem.
Rafał: gdzieś już to widziałem...
Aśka: ja nawet wiem, gdzie, Rafał. Kilka lat temu były dwa podpalenia, podpalacz zostawiał za każdym razem właśnie zapalniczkę z wyrytym inicjałem SS.
Sebastian: no właśnie, ale ten podpalacz siedzi, to nie może być on.
Aśka: Adam Galandysz mówił, że gdy został zaatakowany, to napastnik wypowiedział słowa: ,,teraz to mi wszyscy zapłacą''. Nie wykluczam, że może się mścić ktoś, kto stracił bliskich w jednym z dwóch podpaleń.
Sebastian: i to jest słuszna uwaga. Mamy do przekopania akta tamtej sprawy, zobaczymy, jakie informację nam one ''przyniosą''.
W tej samej chwili, zadzwonił telefon Rafała. Mężczyzna odszedł kawałek dalej, aby odebrać połączenie. Po dłuższej chwili wrócił.
Aśka: Rafał, co jest?
Rafał: dzwonił do mnie Darek. Ledwie go zrozumiałem, bo strasznie płakał.
Sebastian: Rafał, powiedz to wreszcie! Co z Anką ?!
Rafał: Anka odzyskała przytomność! Darek aż, płakał ze szczęścia.
Sebastian: rewelacja! Rafał, my jedziemy na komendę, przesłuchać tego libijczyka, ty jedziesz do Anki.
Rafał: jasna sprawa. Pozdrowię ją od was.
Aśka: my też do niej niedługo pojedziemy....
Ciąg dalszy nastąpi...
Aśka: Mariusz, macie już coś?
Mariusz: jedyne co mamy, to solidnie wykonany ładunek domowej roboty.
Sebastian: czyli na sto procent jesteś w stanie potwierdzić to, że gość zna się na rzeczy?
Mariusz: jak najbardziej. Gdybyście byli kilka metrów bliżej auta, to nic by z was nie zostało.
Sebastian: a jakieś ślady z tego listu?
Mariusz: nawet jeśli coś na nim było, to wszystko spłonęło.
Aśka: gdybyście coś jeszcze znaleźli, meldujcie na bieżąco. My musimy jeszcze przesłuchać zatrzymanego.
Dwie godziny później.
Aśka i Sebastian wciąż przesłuchują zatrzymanego mężczyznę.
Sebastian: Adam Galandysz, 28 lat. Murarz, nienaganna opinia. Wiesz, że możesz to zaprzepaścić?
Adam: ja nic nie zrobiłem!
Sebastian: listu z pogróżkami też nie podłożyłeś?
Adam: no dobra, z listem mnie macie. Podłożyłem go, ale to nie ja!
Aśka: to jakim cudem on się znalazł?!
Adam: wróciłem dzisiaj około 7:00 do domu z roboty. Był tam już jakiś facet. Wycelował do mnie spluwę i powiedział, że mam was śledzić, informować na bieżąco o lokalizacjach i w odpowiedniej chwili podłożyć karteczkę z groźbami, którą mi dał. Zrozumcie mnie, ja musiałem to zrobić! Mam chorą córkę. Żona się nią opiekuje, a ja jestem jedynym żywicielem rodziny, do cholery! Gdyby mnie zabrakło, to ich sytuacja, byłaby znacznie trudniejsza!
Sebastian podszedł do drzwi.
- Rysiu, zostań z nim.
Komisarze wyszli z pokoju przesłuchań.
Sebastian: co o tym sądzisz?
Aśka: może mówić prawdę. Marzena Wieczorowicz została zmuszona do wykonania telefonu na policję, a Adamowi Galandyszowi kazał nas śledzić i informować go o naszym położeniu.
Sebastian: skurwiel nie jest głupi. To prawdziwy mistrz manipulacji.
Aśka: dokładnie. Teraz kontynuujemy przesłuchanie.
Wrócili do pomieszczenia, w którym przebywał Adam Galandysz.
Aśka: Galandysz, byłbyś w stanie nam go opisać?
Adam: sprawny fizycznie facet, nie za młody, nie za stary, przepity głos.
Aśka: więcej szczegółów?
Adam: byłem tak przerażony, że nawet mu się nie przyglądałem. Wspominał mi jedynie o jakiejś zapłacie. Powiedział coś w stylu: teraz wszyscy mi zapłacą...
Aśka: a co robiłeś wczoraj około 22?
Adam: byłem w parku.
Sebastian: kto to potwierdzi?
Adam: z tego, co się orientuję, to monitoring miejski obejmuje go swoim zasięgiem.
Aśka: sprawdzimy twoje alibi, a do wyjaśnienia zostajesz w areszcie. Damy też ochronę twojej rodzinie.
Godzinę później.
Aśka i Sebastian są na odprawie w biurze Andrzeja Beksy - szefa wydziału.
Stary: nic wam się nie stało?
Sebastian: żadnych obrażeń, chociaż Mariusz stwierdził, że gdybyśmy stali kilka metrów bliżej, mogłoby nie być tak kolorowo.
Stary: dzięki Bogu. Jesteśmy już pod ostrzałem mediów. Czytaliście dzisiejszą prasę?
Położył gazetę na biurku.
Aśka: Detonator? No to widzę, że media już go pięknie ochrzciły.
Stary: ale jest jedna rzecz, której początkowo nie wzięliśmy pod lupę. Okazuje się, że ten ,,Detonator'' kilka dni temu dopuścił się wybuchu.
Sebastian: Andrzej, każdy może coś napisać, byle numer sprzedać.
Stary: no właśnie, Sebastian, to akurat potwierdzona informacja. Nie zapominajcie, że mam dobre kontakty. W czwartek został wysadzony osiedlowy śmietnik, sprawca posłużył się jakąś mieszaniną z semtexem, przy kolejnych wybuchach także.
Aśka: czyli było to pewnego rodzaju ''pierwsze ostrzeżenie'' przed czymś większym. Długo nie musieliśmy czekać. Autobus pełen ludzi, śmierć sapera, dzisiaj wysadził jeszcze nasze auto.
Stary: a właśnie, auto. Trzymajcie klucze do zastępczego. W przyszłym tygodniu, będziecie mieli nowe.
Sebastian: dzięki szefie.
Wziął klucze od przełożonego. Po chwili, dalej kontynuowali rozmowę.
Stary: po tych wszystkich rewelacjach, śmiem stwierdzić, że ,,Detonator'' szykuje coś naprawdę grubego. Tomek przebywa z Rafałem cały czas w terenie, dlatego macie do dyspozycji Agnieszkę, Justynę i Bartka. Każcie im wytypować wszystkie obiekty w mieście, w które mógłby uderzyć. Trzeba tu szczególnie uwzględnić miejsca, w których mogą być wielkie skupiska ludzi.
Aśka: czyli mamy celować w centra handlowe?
Stary: a żeby tylko, centra. Wszystkie markety, galerie, dworce, nawet kościoły, a także i szkoły.
Sebastian: szefie, nierealne. Za mało ludzi, aby obstawić wszystkie obiekty. Skorzystajmy z faktu, że mamy nad nim przewagę.
Aśka: jedynie liczebną. I dobrze o tym, sam wiesz.
Stary: Czechowska, do cholery! Takie gadanie tylko osłabia naszą siłę. Mamy szukać rozwiązań!
W tej samej chwili, do biura Starego weszła Justyna.
Stary: Justyna, nie teraz...
Justyna: szefie, to ważne. Mam ekspertyzę odnośnie ładunków wybuchowych. Ta mieszanina jest praktycznie niedostępna w Polsce, ale za to bardzo popularna w Libii.
Aśka: czyli nasze śledztwo zaczyna mieć już teraz podłoże terrorystyczne. Prawdopodobnie stoi za tym wszystkim Polak, mający kontakty w Libii, Iraku, pewnie nawet i Syrii czy też innych państwach ogarniętych wojną.
Stary: dlatego też ściągnę biegłego z zakresu cyberprzestępczości. Mój znajomy jest świetnym informatykiem, doskonale zorientowany w tym środowisku.
Sebastian: każda para rąk nam się teraz przyda.
Stary: dlatego też włączę do śledztwa Tomka i Rafała. Sprawa jest już zbyt poważna, abyście prowadzili ją tylko we dwoje.
21:00. Komisariat przy Kasztanowej.
Biegły z zakresu cyberprzestępczości, Sławomir Stalmirowicz umówił się już na spotkanie z libijskim sprzedawcą.
Aśka: spotkanie załatwione?
Sławek: tak, ale gość jest strasznie ostrożny. Musiałem mu dać swoje zdjęcie, coby nie spieprzyć tej operacji.
Stary: i dobrze. Przydasz nam się. Niestety, ale do tej akcji, nie mogę wypuścić żadnej z kobiet. Nie chcę, aby handlarz się zorientował, to jest raz, a dwa, nie wykluczam, że on sam może być terrorystą.
Aśka: no dobra. Zrobimy, jak uważasz.
Rafał: a my z Tomkiem, co mamy robić?
Stary: ubezpieczacie Sławka. Rafał i Tomek od zachodu, Sebastian od wschodu.
Sebastian: a jak się z tym gościem porozumiemy?
Sławek: bezproblemowo po polsku, aczkolwiek pisał on trochę nieskładnie. Mamy być na leśnej drodze nieopodal wjazdu na obwodnicę o 10:00.
Sebastian: opracujemy jeszcze plan całej akcji. Justyna, pokaż mi dokładną mapę tego obiektu.
Wtorek, 9:50
Biegły z zakresu przestępczości, Sławomir Stalmirowicz czeka w umówionym miejscu na libijskiego sprzedawcę. Informatyk będzie rejestrował przebieg spotkania za pomocą ukrytej kamery.
Sebastian: Sławek, jesteś na pozycji?
Sławek: oczywiście.
Kilka minut później. Do informatyka podszedł libijski handlarz.
handlarz: Sławek?
Sławek: Sławek.
handlarz: I must cię spr... check!. Podnieś .... (Muszę cię sprawdzić)
Sławek: jacket? (kurtka ?)
handlarz: yes.
Sławek wykonał polecenie handlarza. Libijczyk pobieżnie go przeszukał.
handlarz: jest dobrze. Co chcesz?
Sławek: semtex. Pisałem ci wszystko. Skąd znasz polski?
handlarz: moja matka mieszka here. (tutaj.)
Handlarz rozumiał wszystko w języku polskim, jedynie wtrącał angielskie słowa w swoich wypowiedziach, jeśli nie pamiętał ich polskiego odpowiednika.
Sławek: mogę dostać już towar.
handlarz: mam go w aucie. Chodź.
Ruszyli w kierunku pojazdu libijczyka. Sławek na moment się odwrócił, co handlarz doskonale wykorzystał. Wział zamach i z całej siły uderzył go w tył głowy.
handlarz: myślałeś, że jestem aż takim idiotą, aby nie zobaczyć kamery?
Sławek: spokojnie...
Mężczyzna zatoczył się, ale nie stracił przytomności. W tej samej chwili, do akcji wkroczyli Tomek, Rafał i Sebastian.
Rafał: policja! Łapy na kark!
handlarz: I kill! (zabiję)
Libijczyk wycelował pistolet w Sławka i padł strzał. Okazało się, że to Sebastian postrzelił handlarza w ramię.
Rafał: Sławek, jesteś cały?
Sławek: tak. Zwykła chwila nieuwagi...
handlarz: a o stan mojego zdrowia, ktoś zapyta?
Tomek: zamknij mordę.
Sebastian: to tylko draśnięcie. Spokój!
W tej samej chwili zadzwonił telefon policjanta. Seba odebrał połączenie.
- Aśka, co jest?
- Był kolejny wybuch, zbierajcie się! Plac zabaw na Zarzecznej!
- On zwariował? Plac zabaw wysadzać ?!
45 minut później.
Sebastian i Rafał pojechali na miejsce wybuchu.
Aśka: jak akcja?
Sebastian: mamy tego libijczyka, ale się zorientował. A jak tutaj?
Aśka: dwie ofiary. Matka z dzieckiem.
Sebastian: kurwa mać...
Rafał: znowu mamy mieszaninę z semtexem?
Mariusz: tak. Jest także list zaadresowany do was.
Aśka wzięła kartkę od technika.
Sebastian: co tam pisze?
Aśka: KOLEJNY AKT BĘDZIE NAJMOCNIEJSZY ZE WSZYSTKICH DOTYCHCZASOWYCH. SZYKUJCIE SIĘ, DRODZY POLICJANCI. STRASZNE MIERNOTY ZATRUDNIAJĄ W TEJ WASZEJ POLICJI...
Rafał: skurwiel!
W tej samej chwili, ujrzeli dziennikarkę Wiadomości Codziennych oraz towarzyszącego jej kamerzystę.
dziennikarka: jesteśmy na miejscu czwartego wybuchu. Detonator zabił już trzy osoby. Dziś zginęła matka z kilkumiesięcznym dzieckiem. Co nam możecie na tę chwilę powiedzieć?
Rafał: nie udzielamy żadnych informacji. Proszę zgłosić się do naszego rzecznika prasowego.
dziennikarka: ludzie mają prawo wiedzieć, a ja mam obowiązek przekazać im tę prawdę, niezależnie od tego, jaka by ona była!
Mariusz: a my mamy prawo i obowiązek pracować na miejscu zdarzenia. Wychodźcie za taśmę, bo mi wszystkie ślady zadepczecie! Won!
Dziennikarka i towarzyszący jej kamerzysta odeszli. Po chwili do komisarzy podszedł jakiś policjant.
Rafał: co to jest?
policjant: znalazłem to w krzakach.
Ich oczom ukazała się zapalniczka z wygrawerowanym inicjałem.
Rafał: gdzieś już to widziałem...
Aśka: ja nawet wiem, gdzie, Rafał. Kilka lat temu były dwa podpalenia, podpalacz zostawiał za każdym razem właśnie zapalniczkę z wyrytym inicjałem SS.
Sebastian: no właśnie, ale ten podpalacz siedzi, to nie może być on.
Aśka: Adam Galandysz mówił, że gdy został zaatakowany, to napastnik wypowiedział słowa: ,,teraz to mi wszyscy zapłacą''. Nie wykluczam, że może się mścić ktoś, kto stracił bliskich w jednym z dwóch podpaleń.
Sebastian: i to jest słuszna uwaga. Mamy do przekopania akta tamtej sprawy, zobaczymy, jakie informację nam one ''przyniosą''.
W tej samej chwili, zadzwonił telefon Rafała. Mężczyzna odszedł kawałek dalej, aby odebrać połączenie. Po dłuższej chwili wrócił.
Aśka: Rafał, co jest?
Rafał: dzwonił do mnie Darek. Ledwie go zrozumiałem, bo strasznie płakał.
Sebastian: Rafał, powiedz to wreszcie! Co z Anką ?!
Rafał: Anka odzyskała przytomność! Darek aż, płakał ze szczęścia.
Sebastian: rewelacja! Rafał, my jedziemy na komendę, przesłuchać tego libijczyka, ty jedziesz do Anki.
Rafał: jasna sprawa. Pozdrowię ją od was.
Aśka: my też do niej niedługo pojedziemy....
Ciąg dalszy nastąpi...
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Detonator
Niedziela, 22:55
Aśka i Sebastian kończą kolejny dzień służby.
Aśka: a miał to być wolny dzień.
Sebastian: dobrze powiedziane, miał.
W tej samej chwili do ich biura wszedł Bartek z laptopem.
Bartek: wychodzicie już?
Sebastian: nie, skąd! Dopiero przyszliśmy...
Bartek: o 22:52 odebrałem telefon. Ktoś grozi wysadzeniem nocnego autobusu.
Aśka: co ty ...
Bartek: no sami tego posłuchajcie.
Włączył nagranie. Aśka i Seba zaczęli się przysłuchiwać jego treści.
- Komenda Policji, Wydział Śledczy W27, słucham?
- Punktualnie o 22:56 odjeżdża autobus, linia 18. Na końcu trasy, zdetonuję ładunek, który tam zostawię. Powodzenia życzę.
Rozmówca się rozłączył.
Bartek: sprawdziłem dla was od razu tę trasę. Kończy się ona na Jabłecznej.
Aśka: to mamy jakieś 40 minut.
Teraz do ich biura weszła Justyna.
Justyna: cześć. Nie namierzyłam go, połączenie było za krótkie.
Sebastian: dobra, udajemy się. Bartek, wezwij tam saperów!
23:30. Przystanek autobusowy, na którym ma dojść do eksplozji.
Aśka: autobus jeszcze nie nadjechał.
Sebastian: zaraz będzie.
Po może dwóch minutach, autobus znajdował się na przystanku. Okazało się, że któryś z pasażerów zgłosił kierowcy, że znalazł leżącą reklamówkę bez opieki. Kierowca zabronił pasażerom wysiadać i sam postanowił wyjść z ładunkiem.
Aśka: do saperów! Kierowca autobusu wychodzi z ładunkiem, przejmijcie go od niego.
Jeden z saperów przejął ładunek od kierowcy, po czym rozkazał mu przestawić pojazd w bezpieczne miejsce. Sam ruszył natomiast kilkanaście kroków do przodu, celem zachowania bezpiecznej odległości przy rozbrajaniu ładunku. Saper właśnie miał zabrać się do jego rozbrojenia, ale nie zdążył. W tej samej chwili, rozległa się eksplozja. Ładunek został zdetonowany o godzinie 23:33.
20 minut później.
Po przesłuchaniu kierowcy, Aśka i Sebastian zaczynają przesłuchanie mężczyzny, który znalazł ładunek w autobusie.
Aśka: pana godność?
Ryszard: Ryszard Jaworowicz.
Sebastian: to pan znalazł ładunek?
Ryszard: tak.
Aśka: widział pan osobę, która go zostawiła?
Ryszard: a gdzie tam. Mimo późnej pory, autobus był pełen.
Sebastian: a gdzie znalazł pan reklamówkę z ładunkiem?
Ryszard: leżało na jednym z siedzeń. Myślałem, że ktoś zostawił, ale podkusiło mnie zajrzeć do środka. Pomyślałem, że trzeba dać to kierowcy.
Aśka: i bardzo dobrze pan zrobił. Jest coś jeszcze, co chciałby pan powiedzieć?
Ryszard: bardzo ładnie pani wygląda.
Aśka: panie Ryszardzie.... To będzie już wszystko.
Mężczyzna odszedł.
Sebastian: mogłaś chociaż podziękować za komplement....
Poniedziałek, 2:15
Po przesłuchaniu wszystkich pasażerów, komisarze wraz z kierowcą i ochroniarzem, przeglądają zapis z nagrania z autobusu nr 18.
Aśka: Seba, zobacz, 23:03.
Sebastian: no widzę, odłożył reklamówkę.
Aśka: wysiada dwie minuty później.
Sebastian: panie Krzysztofie, niech pan to zatrzyma.
Mężczyzna zatrzymał nagranie.
Sebastian: mamy jego twarz. Proszę nam wydrukować.
Krzysztof: jasne.
kierowca: pani komisarz, ja mam pytanie.
Aśka: słucham pana?
kierowca: ten saper....., co z nim?
Aśka: nie żyje. Nie było, co zbierać.
kierowca: to mogłem być ja...
Aśka: a mógłby nam pan dać prócz tego kadru cały zapis? Być może coś jeszcze uda nam się dostrzec.
Krzysztof: jasne.
Sebastian: to było najprawdopodobniej zaplanowane działanie. Aśka, damy to asystentom i na teraz to wszystko.
Aśka: racja, kilka godzin snu też się przyda.
9:10. Komisariat przy Kasztanowej.
Sebastian: wiesz, jak się czuje Anka?
Aśka: rozmawiałam wczoraj chwilę z Rafałem. Anka została przeniesiona na zwykłą salę, zagrożenie minęło.
Sebastian: w końcu jakieś dobre wieści...
W tej samej chwili do ich biura weszła Justyna.
Justyna: cześć. Wiem już, kto do was dzwonił. To była kobieta.
Aśka: ten głos był naprawdę dobrze zniekształcony, że nie szło określić płci. Jesteś pewna, że to ona?
Justyna: właściwie tak. W tej okolicy o 22:52 tylko ona rozmawiała przez telefon.
Sebastian: no dobra, jak ona się nazywa?
Justyna: Marzena Wieczorowicz, 27 lat.
Aśka: adres?
Justyna: Dmowskiego 13. Dom jednorodzinny.
Aśka: jedziemy.
40 minut później.
Dom, w którym mieszka Matylda Wieczorowicz.
Aśka: co bierzesz? Parter i piwnicę, czy piętra?
Sebastian: nie musimy sie rozdzielać. Spójrz.
Ich oczom ukazała się wisząca, naga postać. Dookoła niej leżały jej ubrania ułożone w nieduże serduszko. Na stole leżał list pożegnalny. Był on mokry w kilku miejscach. Prawdopodobnie ofiara płakała podczas jego pisania. Aśka chwyciła kartkę.
10:30. Na miejscu znalezienia zwłok Marzeny Wieczorowicz, trwają oględziny.
Aśka: Adam, jak to wygląda?
Adam: klasyczne powieszenie. Zgon nastąpił dzisiaj około trzeciej w nocy.
Sebastian: sądzisz, że powiesiła się sama?
Adam: niemal na sto procent, ale więcej wam powiem po sekcji.
Aśka: kiedy będzie raport?
Adam: dziś wieczorem. Na razie mam tylko tę jedną sekcję do przeprowadzenia.
Sebastian: Mariusz, a wy macie jakieś ślady?
Mariusz: żadnych śladów włamania, ale mam nagraną dosyć dziwną rozmowę. Posłuchajcie.
Mężczyzna włączył im nagranie. Komisarze zaczęli je słuchać, celem ustalenia osoby dzwoniącej.
- Halo?
- Skup się, bo nie będę powtarzał dwa razy. Dzisiaj o 22:52, zadzwonisz na policję z informacją, że wysadzisz autobus pełen ludzi na końcu trasy. Linia 18, zapamiętałaś?
- Tak, ale nie zrobię tego!
- Jeśli nie zadzwonisz, to zabiję twojego bachora i twoją matkę. Z tego, co wiem, to są jedyne, najbliższe ci osoby. Powystrzelam jak kaczki. Ty masz tylko zadzwonić, resztę zrobię ja. Dam ci jeszcze wytyczne, jak masz zniekształcić głos. Nie żartuję.
- Dobrze, zrobię to. Nie rób im krzywdy...
W tej samej chwili, połączenie się urwało.
Aśka: o której to było?
Mariusz: 21:58.
Sebastian: śmiem przyjąć tezę, że dziewczyna dowiedziała się, że doszło detonacji w następstwie której, zginął saper. Nie udźwignęła tego psychicznie i postanowiła się powiesić.
Aśka: czyli jedyne, co my teraz mamy, to świra terroryzującego miasto...
Godzinę później.
Aśka i Sebastian pojechali do mieszkania matki samobójczyni.
Drzwi otworzyła im ciemnowłosa kobieta. Prawdopodobnie była ona delikatnie po pięćdziesiątce.
Aśka: dzień dobry, pani Wieczorowicz?
Halina: tak. Halina Wieczorowicz. Coś się stało?
Sebastian: możemy wejść?
Kobieta wpuściła ich do środka. Teraz przed komisarzami najtrudniejsze zadanie: powiedzieć im o śmierci jej dziecka. Sebastian nie lubił tego szczególnie. Sam miał dwoje dzieci, które kochał nad życie. Aśka nie miała wprawdzie własnych dzieci, ale również miała często problem z przekazywaniem takich wieści rodzicom.
Aśka: mamy dla pani złą wiadomość. Marzena Wieczorowicz, pani córka, została dziś rano znaleziona martwa.
Halina: ktoś ją zabił?
Sebastian: prawdopodobnie samobójstwo. Słyszała pani o wczorajszym wybuchu na przystanku?
Halina: ciężko nie słyszeć. Wszędzie o tym mówią.
Aśka: ta informacja nie została jeszcze podana do mediów, ale to pani córka dzwoniła na policję, że ma zamiar wysadzić autobus pełen ludzi.
Halina: moja Marzenka by tego nigdy nie zrobiła!
Sebastian: wiemy o tym. Kazano jej to zrobić. Ktoś zagroził jej, że zabije panią oraz wnuczkę.
Halina: tylko dlaczego Marzenka potem umarła?
Aśka: to była śmierć przez powieszenie. Sądzimy jednak, że groźby, jakie otrzymała Marzena, mają rację bytu. Zgadza się pani na ochronę, dopóki nie złapiemy szantażysty?
Halina: muszę myśleć teraz o bezpieczeństwie mojej wnuczki. Zgadzam się.
Sebastian: a kiedy ostatnio była u pani, Marzena Wieczorowicz?
Halina: w piątek.
Aśka: z naszej strony to na chwilę obecną, wszystko. Zaraz przyjedzie patrol.
Sebastian: ja mam jeszcze jedno pytanie. Jak pani myśli, kto może stać za tym wszystkim?
Halina: nie mam zielonego pojęcia. Mogliby państwo wyjść? Przepraszam, ale muszę wziąć leki.
Aśka: oczywiście. Gdyby pani sobie coś przypomniała, to proszę do nas dzwonić. Każdy szczegół ma znaczenie.
Halina: zadzwonię na pewno.
Sebastian: mam pewien pomysł. Ja bym się jeszcze chciał rozejrzeć po pokoju, w którym spała Marzena. Być może, coś znajdziemy, co ruszy nas do przodu.
Halina: proszę.
Po trwającym około godzinę przeszukaniu pokoju, w którym nocowała przed kilkoma dniami Marzena Wieczorowicz, komisarze wyszli z domu kobiety. W drodze do samochodu, wymieniali się spostrzeżeniami z rozmowy z matką samobójczyni.
Aśka: nie uważasz, że nie przejęła się za bardzo śmiercią córki?
Sebastian: też odniosłem takie wrażenie, ale to chyba jednak tylko pozory.
W tej chwili, rozległ się z domu bardzo głośny płacz. Komisarze mieli właśnie wsiąść do auta, ale coś przykuło uwagę Sebastiana. Za wycieraczką ujrzał bowiem złożoną, niedużą kartkę. Wziął ją stamtąd i odczytał jej treść po cichu.
Aśka: Seba, co jest?
Aśka: masz rację.
W tej samej chwili, Sebastian zauważył pewną postać w krzakach.
Sebastian: stój!
Mężczyzna jednak rzucił się do ucieczki. Komisarze ruszyli za nim w pościg.
Aśka: stój! Stój, bo strzelam!
Policjantka strzeliła w powietrze. Uciekający mężczyzna zatrzymał się praktycznie od razu.
Sebastian: gleba! Szeroko nogi, szeroko ręce.
Skuł go w kajdanki, po czym kazał wstać. Aśka wezwała natomiast radiowóz. Komisarze prowadzili mężczyznę do ich samochodu, aby móc tam poczekać na wspomniany wcześniej patrol, lecz nagle rozległ się potężny huk. Aśka i Seba spojrzeli na wprost, bowiem stamtąd dochodził hałas. Okazało się, że samochód policjantów, został wysadzony w powietrze. Teraz była już stuprocentowa jasność, że osoba stojąca za tymi dwoma wybuchami, jest zdolna do wszystkiego...
Ciąg dalszy nastąpi...
Aśka i Sebastian kończą kolejny dzień służby.
Aśka: a miał to być wolny dzień.
Sebastian: dobrze powiedziane, miał.
W tej samej chwili do ich biura wszedł Bartek z laptopem.
Bartek: wychodzicie już?
Sebastian: nie, skąd! Dopiero przyszliśmy...
Bartek: o 22:52 odebrałem telefon. Ktoś grozi wysadzeniem nocnego autobusu.
Aśka: co ty ...
Bartek: no sami tego posłuchajcie.
Włączył nagranie. Aśka i Seba zaczęli się przysłuchiwać jego treści.
- Komenda Policji, Wydział Śledczy W27, słucham?
- Punktualnie o 22:56 odjeżdża autobus, linia 18. Na końcu trasy, zdetonuję ładunek, który tam zostawię. Powodzenia życzę.
Rozmówca się rozłączył.
Bartek: sprawdziłem dla was od razu tę trasę. Kończy się ona na Jabłecznej.
Aśka: to mamy jakieś 40 minut.
Teraz do ich biura weszła Justyna.
Justyna: cześć. Nie namierzyłam go, połączenie było za krótkie.
Sebastian: dobra, udajemy się. Bartek, wezwij tam saperów!
23:30. Przystanek autobusowy, na którym ma dojść do eksplozji.
Aśka: autobus jeszcze nie nadjechał.
Sebastian: zaraz będzie.
Po może dwóch minutach, autobus znajdował się na przystanku. Okazało się, że któryś z pasażerów zgłosił kierowcy, że znalazł leżącą reklamówkę bez opieki. Kierowca zabronił pasażerom wysiadać i sam postanowił wyjść z ładunkiem.
Aśka: do saperów! Kierowca autobusu wychodzi z ładunkiem, przejmijcie go od niego.
Jeden z saperów przejął ładunek od kierowcy, po czym rozkazał mu przestawić pojazd w bezpieczne miejsce. Sam ruszył natomiast kilkanaście kroków do przodu, celem zachowania bezpiecznej odległości przy rozbrajaniu ładunku. Saper właśnie miał zabrać się do jego rozbrojenia, ale nie zdążył. W tej samej chwili, rozległa się eksplozja. Ładunek został zdetonowany o godzinie 23:33.
20 minut później.
Po przesłuchaniu kierowcy, Aśka i Sebastian zaczynają przesłuchanie mężczyzny, który znalazł ładunek w autobusie.
Aśka: pana godność?
Ryszard: Ryszard Jaworowicz.
Sebastian: to pan znalazł ładunek?
Ryszard: tak.
Aśka: widział pan osobę, która go zostawiła?
Ryszard: a gdzie tam. Mimo późnej pory, autobus był pełen.
Sebastian: a gdzie znalazł pan reklamówkę z ładunkiem?
Ryszard: leżało na jednym z siedzeń. Myślałem, że ktoś zostawił, ale podkusiło mnie zajrzeć do środka. Pomyślałem, że trzeba dać to kierowcy.
Aśka: i bardzo dobrze pan zrobił. Jest coś jeszcze, co chciałby pan powiedzieć?
Ryszard: bardzo ładnie pani wygląda.
Aśka: panie Ryszardzie.... To będzie już wszystko.
Mężczyzna odszedł.
Sebastian: mogłaś chociaż podziękować za komplement....
Poniedziałek, 2:15
Po przesłuchaniu wszystkich pasażerów, komisarze wraz z kierowcą i ochroniarzem, przeglądają zapis z nagrania z autobusu nr 18.
Aśka: Seba, zobacz, 23:03.
Sebastian: no widzę, odłożył reklamówkę.
Aśka: wysiada dwie minuty później.
Sebastian: panie Krzysztofie, niech pan to zatrzyma.
Mężczyzna zatrzymał nagranie.
Sebastian: mamy jego twarz. Proszę nam wydrukować.
Krzysztof: jasne.
kierowca: pani komisarz, ja mam pytanie.
Aśka: słucham pana?
kierowca: ten saper....., co z nim?
Aśka: nie żyje. Nie było, co zbierać.
kierowca: to mogłem być ja...
Aśka: a mógłby nam pan dać prócz tego kadru cały zapis? Być może coś jeszcze uda nam się dostrzec.
Krzysztof: jasne.
Sebastian: to było najprawdopodobniej zaplanowane działanie. Aśka, damy to asystentom i na teraz to wszystko.
Aśka: racja, kilka godzin snu też się przyda.
9:10. Komisariat przy Kasztanowej.
Sebastian: wiesz, jak się czuje Anka?
Aśka: rozmawiałam wczoraj chwilę z Rafałem. Anka została przeniesiona na zwykłą salę, zagrożenie minęło.
Sebastian: w końcu jakieś dobre wieści...
W tej samej chwili do ich biura weszła Justyna.
Justyna: cześć. Wiem już, kto do was dzwonił. To była kobieta.
Aśka: ten głos był naprawdę dobrze zniekształcony, że nie szło określić płci. Jesteś pewna, że to ona?
Justyna: właściwie tak. W tej okolicy o 22:52 tylko ona rozmawiała przez telefon.
Sebastian: no dobra, jak ona się nazywa?
Justyna: Marzena Wieczorowicz, 27 lat.
Aśka: adres?
Justyna: Dmowskiego 13. Dom jednorodzinny.
Aśka: jedziemy.
40 minut później.
Dom, w którym mieszka Matylda Wieczorowicz.
Aśka: co bierzesz? Parter i piwnicę, czy piętra?
Sebastian: nie musimy sie rozdzielać. Spójrz.
Ich oczom ukazała się wisząca, naga postać. Dookoła niej leżały jej ubrania ułożone w nieduże serduszko. Na stole leżał list pożegnalny. Był on mokry w kilku miejscach. Prawdopodobnie ofiara płakała podczas jego pisania. Aśka chwyciła kartkę.
Aśka: MAM NA RĘKACH KREW CZŁOWIEKA. NIE UMIEM I NIE CHCĘ ŻYĆ Z TĄ ŚWIADOMOŚCIĄ. PRZEPRASZAM, ALE TO JEDYNE WYJŚCIE.
MARZENA WIECZOROWICZ.
Sebastian: spóźniliśmy się, cholera jasna.10:30. Na miejscu znalezienia zwłok Marzeny Wieczorowicz, trwają oględziny.
Aśka: Adam, jak to wygląda?
Adam: klasyczne powieszenie. Zgon nastąpił dzisiaj około trzeciej w nocy.
Sebastian: sądzisz, że powiesiła się sama?
Adam: niemal na sto procent, ale więcej wam powiem po sekcji.
Aśka: kiedy będzie raport?
Adam: dziś wieczorem. Na razie mam tylko tę jedną sekcję do przeprowadzenia.
Sebastian: Mariusz, a wy macie jakieś ślady?
Mariusz: żadnych śladów włamania, ale mam nagraną dosyć dziwną rozmowę. Posłuchajcie.
Mężczyzna włączył im nagranie. Komisarze zaczęli je słuchać, celem ustalenia osoby dzwoniącej.
- Halo?
- Skup się, bo nie będę powtarzał dwa razy. Dzisiaj o 22:52, zadzwonisz na policję z informacją, że wysadzisz autobus pełen ludzi na końcu trasy. Linia 18, zapamiętałaś?
- Tak, ale nie zrobię tego!
- Jeśli nie zadzwonisz, to zabiję twojego bachora i twoją matkę. Z tego, co wiem, to są jedyne, najbliższe ci osoby. Powystrzelam jak kaczki. Ty masz tylko zadzwonić, resztę zrobię ja. Dam ci jeszcze wytyczne, jak masz zniekształcić głos. Nie żartuję.
- Dobrze, zrobię to. Nie rób im krzywdy...
W tej samej chwili, połączenie się urwało.
Aśka: o której to było?
Mariusz: 21:58.
Sebastian: śmiem przyjąć tezę, że dziewczyna dowiedziała się, że doszło detonacji w następstwie której, zginął saper. Nie udźwignęła tego psychicznie i postanowiła się powiesić.
Aśka: czyli jedyne, co my teraz mamy, to świra terroryzującego miasto...
Godzinę później.
Aśka i Sebastian pojechali do mieszkania matki samobójczyni.
Drzwi otworzyła im ciemnowłosa kobieta. Prawdopodobnie była ona delikatnie po pięćdziesiątce.
Aśka: dzień dobry, pani Wieczorowicz?
Halina: tak. Halina Wieczorowicz. Coś się stało?
Sebastian: możemy wejść?
Kobieta wpuściła ich do środka. Teraz przed komisarzami najtrudniejsze zadanie: powiedzieć im o śmierci jej dziecka. Sebastian nie lubił tego szczególnie. Sam miał dwoje dzieci, które kochał nad życie. Aśka nie miała wprawdzie własnych dzieci, ale również miała często problem z przekazywaniem takich wieści rodzicom.
Aśka: mamy dla pani złą wiadomość. Marzena Wieczorowicz, pani córka, została dziś rano znaleziona martwa.
Halina: ktoś ją zabił?
Sebastian: prawdopodobnie samobójstwo. Słyszała pani o wczorajszym wybuchu na przystanku?
Halina: ciężko nie słyszeć. Wszędzie o tym mówią.
Aśka: ta informacja nie została jeszcze podana do mediów, ale to pani córka dzwoniła na policję, że ma zamiar wysadzić autobus pełen ludzi.
Halina: moja Marzenka by tego nigdy nie zrobiła!
Sebastian: wiemy o tym. Kazano jej to zrobić. Ktoś zagroził jej, że zabije panią oraz wnuczkę.
Halina: tylko dlaczego Marzenka potem umarła?
Aśka: to była śmierć przez powieszenie. Sądzimy jednak, że groźby, jakie otrzymała Marzena, mają rację bytu. Zgadza się pani na ochronę, dopóki nie złapiemy szantażysty?
Halina: muszę myśleć teraz o bezpieczeństwie mojej wnuczki. Zgadzam się.
Sebastian: a kiedy ostatnio była u pani, Marzena Wieczorowicz?
Halina: w piątek.
Aśka: z naszej strony to na chwilę obecną, wszystko. Zaraz przyjedzie patrol.
Sebastian: ja mam jeszcze jedno pytanie. Jak pani myśli, kto może stać za tym wszystkim?
Halina: nie mam zielonego pojęcia. Mogliby państwo wyjść? Przepraszam, ale muszę wziąć leki.
Aśka: oczywiście. Gdyby pani sobie coś przypomniała, to proszę do nas dzwonić. Każdy szczegół ma znaczenie.
Halina: zadzwonię na pewno.
Sebastian: mam pewien pomysł. Ja bym się jeszcze chciał rozejrzeć po pokoju, w którym spała Marzena. Być może, coś znajdziemy, co ruszy nas do przodu.
Halina: proszę.
Po trwającym około godzinę przeszukaniu pokoju, w którym nocowała przed kilkoma dniami Marzena Wieczorowicz, komisarze wyszli z domu kobiety. W drodze do samochodu, wymieniali się spostrzeżeniami z rozmowy z matką samobójczyni.
Aśka: nie uważasz, że nie przejęła się za bardzo śmiercią córki?
Sebastian: też odniosłem takie wrażenie, ale to chyba jednak tylko pozory.
W tej chwili, rozległ się z domu bardzo głośny płacz. Komisarze mieli właśnie wsiąść do auta, ale coś przykuło uwagę Sebastiana. Za wycieraczką ujrzał bowiem złożoną, niedużą kartkę. Wziął ją stamtąd i odczytał jej treść po cichu.
Aśka: Seba, co jest?
Sebastian:
NIE SZUKAJCIE MNIE, TO ŹLE SIĘ SKOŃCZY. PAMIĘTAJCIE, ŻE TO JA ROZDAJĘ KARTY W NASZEJ GRZE I JESTEM OD WAS SILNIEJSZY.
Aśka: cholera, to on teraz nam będzie groził?
Sebastian: na to wygląda. Aśka, nie wsiadaj do auta. Rozejrzymy się po okolicy, może coś ktoś widział.Aśka: masz rację.
W tej samej chwili, Sebastian zauważył pewną postać w krzakach.
Sebastian: stój!
Mężczyzna jednak rzucił się do ucieczki. Komisarze ruszyli za nim w pościg.
Aśka: stój! Stój, bo strzelam!
Policjantka strzeliła w powietrze. Uciekający mężczyzna zatrzymał się praktycznie od razu.
Sebastian: gleba! Szeroko nogi, szeroko ręce.
Skuł go w kajdanki, po czym kazał wstać. Aśka wezwała natomiast radiowóz. Komisarze prowadzili mężczyznę do ich samochodu, aby móc tam poczekać na wspomniany wcześniej patrol, lecz nagle rozległ się potężny huk. Aśka i Seba spojrzeli na wprost, bowiem stamtąd dochodził hałas. Okazało się, że samochód policjantów, został wysadzony w powietrze. Teraz była już stuprocentowa jasność, że osoba stojąca za tymi dwoma wybuchami, jest zdolna do wszystkiego...
Ciąg dalszy nastąpi...
Subskrybuj:
Posty (Atom)